— Co ty mówisz?
— Lumineau goni.
— Ja nic nie słyszę... Czy pewno?
— O! najpewniéj!... jest to brylant naszéj psiarni; on zapewne jak zwykle, wybiegł o kilkaset kroków naprzód... Niechno pan hrabia słucha... a co? czy pan słyszy?
— W rzeczy saméj, odpowiedział hrabia, także nieco się przysłuchawszy, tak jest... słyszę go; ale z któréjże on strony goni?
— O dwieście kroków ztąd, w stronie małego ugoru, przy skałach.
— Ah! na honor, moje panie — zawołał hrabia znowu zbliżając się ku damom — jaki to szczególny kaprys szczęścia: niedawno zrzekliśmy się wszelkiéj nadziei, a teraz znowu nam zaświtała; jeżeli schwytamy naszego lisa, będzie to istny cud, a czarownikiem który tego cudu dokaże, będzie ten nieoceniony Lumineau.
— On zawsze takie cuda dokazuje, rzekł stary myśliwiec i galopem popędził w stronę ugoru, w blizkości którego znajdowała się jaskinia wykradacza zwierzyny.
— Nic tak nie zachwyca jak nadzieja, kiedy następuje po rozpaczy, wesoło rzekła pani Wilson,
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/81
Ta strona została przepisana.