cię przytrzymać... czyż nie mogłem rozgłosić kradzieży i wtrącić cię do więzienia?... ale tego nie chciałem... Gdybyś był dorosłym, nicby mię nie wstrzymało; kradzież jestto niegodziwa zbrodnia, i sprawiedliwość miejsce mieć powinna... Jednak, w twoim wieku... nieszczęśliwe dziecię... jeszcze nie wszystko stracone.... ale wtedy właśnie zniknęłaby dla ciebie wszelka nadziejo, gdyby cię wtrącono do więzienia... pozostałbyś tam aż do lat ośmnastu, i wyszedłbyś ztamtąd zatwardziałym, niepoprawnym zbrodniarzem.
— A więc, dobry, łaskawy mój panie... pozwól, niech się oddalę, — zawołałem załamując ręce, bo błysnął mi promyk nadziei.
— O! błagam, pozwól mi panie odejść ztąd... dziś jeszcze.
— I dokądże pójdziesz?
— Będę się starał złączyć z moimi towarzyszami.
— A cóż potém uczynisz?
— Zostanę przy nich.
— I znowu kraść będziesz?
— O! nie... nie zawsze.
— Ja kto nie zawsze?...
— Myśmy wtedy tylko kradli... kiedy już nie było innego środka.
— Pojmujesz więc... że lepiéj byłoby nie kraść wcale?
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/816
Ta strona została przepisana.