— Bah!... wiém, kto nie kradnie nie naraża się na przyaresztowanie... i wreszcie...
— Cóż wreszcie?...
— Mówią że kraść to niedobrze... ale skoro kto głodny... to musi jeść.
— Kiedyście nie kradli, z czegóżeście żyli?
— Żebraliśmy o jałmużnę... inną razą znowu Baskina śpiewała po karczmach, — zapomniawszy się odpowiedziałem.
— Baskina? — powtórzył Klaudyusz Gérard i spojrzał na mnie zdziwiony.
Żałując że mi się to imię wymknęło, nic nie odpowiedziałem. Przez kilka chwil nauczyciel milczał także. Nakoniec nie uważając niby na nagłe moje zamilknięcie, spytał:
— Dlaczego tak bardzo pragniesz połączyć się z towarzyszami?
— Bośmy poprzysięgli sobie że się nigdy nie opuścimy, — zawołałem.
— Zwyczajnie, dziecko twojego wieku niechętnie zobowiązuje się podobną przysięgą z dorosłemi osobami, — powiedział Klaudyusz Gérard.
— Towarzysze moi nie są to dorośli, — zawołałem.
Widząc powtórnie że żałuję mimowolnego wyznania, Klaudyusz Gérard dodał:
— No, nie gniewaj się żeś powiedział prawdę... może to na lepsze wyjdzie dla ciebie... i dla twoich
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/817
Ta strona została przepisana.