— Przed chwilą zdawało mi się że masz nadzieję połączyć się z twoimi towarzyszami, jeżeli ci odejść ztąd pozwolę... Zapewne naznaczyliście sobie miejsce schadzki?
— Ja tego nie powiedziałem...
— Nie, lecz to prawie niezawodna... Towarzysze twoi, których schwycić nie mogłem, oczekują na ciebie bez wątpienia gdzieś w okolicy téj wioski?
— Przysięgam panu że nie, — zawołałem przestraszony przenikliwością Klaudyusza Gérard, — a wreszcie... gdybym nawet wiedział gdzie są... prędzéjbyś mię pan zabił, niż zmusił do ich zdradzenia...
A potém przebiegle i dumny że także dowieść mogę mojéj przenikliwości, dodałem:
— Widzę że pan mię chcesz podejść... i wyciągnąć na słówka, aby potém aresztować moich towarzyszy i odebrać swoje pieniądze.
Klaudyusz Gérard smutnie się uśmiechnął.
— Źle, mój kochany... myśl twoja wcale niewczesna, kiedym ci dowiódł takiego pobłażania... Ale, nie dziw, są to skutki twojego życia... Ja cię żałuję... mój kochany... ale nie pałam zemstą ku tobie.
— Jeżelim takie wiódł życie... nie moja w tém wina, rzekłem wzruszony łaskawością Klaudyusza Gérard, — dwakroć chcieliśmy zostać uczciwemi...
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/819
Ta strona została przepisana.