Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/820

Ta strona została przepisana.

przyjęto nas jak psów... Ha! tém gorzéj... zostaniemy jakiemi jesteśmy...
— To więc wszystko troje... nieraz... poznawaliście... żałowaliście życia jakieście pędzili?
— O! tak jest... tak... nieraz.... a jak pewnego dnia Bamboche z płaczem powiedział: Jednakie źli nie byliśmy...
Zdawało się że te ostatnie wyrazy uderzyły Klaudyusza Gérard; przez kilka chwil milcząc, chodził po pokoju, nakoniec wróciwszy do mnie, rzekł:
— Słuchaj! uważam że możesz jeszcze wrócić na dobrą drogę, gdyby jaki uczciwy człowiek wziął cię pod swoje opiekę. Jeżeli chcesz...zostań u mnie.. ale uprzedzam, że stan twój będzie bardzo ubogi, bardzo przykry: czarny chléb, który dzisiaj jadłeś, stanowi moje codzienne pożywienie; równie jak ja spać będziesz w tej oborze; będziesz podzielał ze mną zbyt dotkliwe prace... ale cię wyswobodzę zżycia które cię do zbrodni wiedzie. Rozwinę w tobie wszystkie dobre przymioty... będę cię uczył... i podam sposobność do uczciwego z czasem zarobku na utrzymanie życia, do pozostania aż do śmierci zacnym człowiekiem... Obudziłeś we mnie szczególne zajęcie... któreby mię dziwiło, gdyby mi nie stała na myśli okoliczność co je zrodziła... Biédny mój chłopczyno, oto stanowcza chwila twojego życia... w téj chwili... wybrać masz między dobrem a złem.