samego dnia miała na sobie!... Szalik ten był krwią zbroczony, gdyż czarnawa wilgoć w któréj ręce zmoczyłem, była to kałuża krwi...
Ten szalik i te pieniądze, przypadkiem wypadłe lub zapomniane, dostatecznie przekonywały mię że Bamboche i Baskina, wierni słowu, po dopełnionéj kradzieży udali się na miejsce schadzki i czekali na mnie; lecz cóż się z niemi pózniéj stało? Byłaż to krew Baskiny czy Bambocha? Co było przyczyną tego rozlewu krwi?
Wszystkie te pytania zarazem cisnęły mi się do głowy. Uczułem że wikła się wyobraźnia moja, dostałem zawrotu głowy, i bez zmysłów padłem u stóp krzyża, trzymając w ręku szalik Baskiny.
Nie wiem jak długo trwał ten stan obumarłości, ta utrata myśli moich; dosyć, że kiedym odzyskał przytomność, noc była ciemna, a księżyc zniknął. Usiłowałem zebrać wspomnienia. Pieniądze i leżący przy mnie zakrwawiony szalik przypomniały mi rzeczywistość.
Co czynić? co postanowić?