Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/829

Ta strona została przepisana.

Czekać dnia i znowu szukać Bambocha i Baskiny? alboż mogłem miéć nadzieję że ich znajdę? w którą stronę skierować moje poszukiwania? A ta krew świeżo rozlana... byłaż to krew jego? byłaż to krew jéj? Jeżeli jedno z nich zostało ciężko zranione, a może... zabite, gdzież się udało drugie? któż zranionemu dał przytułek? gdzie ukryto trupa?
Tak dojmująca niepewność wikłała myśli moje: nie nastręczał mi się żaden możliwy środek.
Nie widziałem podobieństwa rozwiązania tych trudności; wspomniałem wtedy na Klaudyusza Gérard i wspaniałomyślne jego ofiary.
W istocie, myśl prowadzenia koczującego i pełnego przygód życia nie mogła miéć dla mnie powabu, kiedy go nie miałem podzielać z Bambochem i Baskiną.
Ale z drugiéj strony, Klaudyusz Gérard oświadczył mi otwarcie, że przyjmując ofiarę jego powinienem przygotować się do życia w niedostatku i pracy; nawykły do próżniactwa i niezawisłości, które się już głęboko we mnie wkorzeniły, z niejakiém zatém przerażeniem pomyślałem o długim szeregu dni smutnie i w pracy dla mnie upływać mających... a jednak pobyt u Klaudyusza zapowiadał mi byt wprawdzie uciążliwy, ubogi, lecz pewny. Zbyt wielka różnica wieku zraziła mię szczególnie; atoli jego przychylność byłaby może zdolną