Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/830

Ta strona została przepisana.

przynieść mi ulgę po bolesnéj stracie przyjaciół dzieciństwa mojego.
Wrodzona i żywa potrzeba przychylności i wylania się, zamiast słabnąć we mnie, owszem z czasem bardziéj się jeszcze rozwinęła, jużto przez samo przywyknienie, jużto przez tysiące poświęceń do jakich najtkliwsza tylko przyjaźń dla moich towarzyszy natknąć mię mogła; nie dziw więc że myśl o życiu samotném do żywego mię przeraziła, zwłaszcza że mię doświadczenie nauczyło, jak to trudno znaleźć przyjaciela.
Wszakże te uwagi coraz bardziéj przechylały szalę na stronę Klaudyusza Gérard, mimo że przeczuwałem, iż stosunki poufałości, zaufanie i koleżeństwo, nigdy między nami nie mogą miéć miejsca... Wzbudzał on we mnie poszanowanie; lecz dobrze już siebie wtedy znając, przewidywałem, że uczucie wdzięczności połączonéj z szacunkiem, nie zmieni się nigdy w poufność.
Nie wiem jak długo byłoby trwało to wcale dla mnie nie zaszczytne wahanie się, gdyby mi nie przyszła do głowy myśl dosyć dziwaczna.
Pamiętałem ciągle o mojém spotkaniu z miłą dziewczynką zwaną Regina, którą porwałem w lesie Chantilly. Porwanie to wszakże było bardzo niewinne, gdyż mimo niegodziwych rad Bambocha, zuchwalstwo moje ograniczyło się jedynie na pocałowaniu w czoło téj nieszczęśliwéj dziewczynki,