Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/840

Ta strona została przepisana.

— Do kogo innego przemawiałbym inaczéj; lecz z obrazu pierwszych lat twoich, i o ile poznałem twój charakter, wnoszę iż nie zbywa ci na odwadze, na dobréj woli, ani rozsądku; że zdolny jesteś wysłuchać prawdę bez żadnéj zasłony; tak jest, uważam iż śmiało uprzedzić cie mogę że cię czekają doświadczenia nieuniknione, zniechęcające... lecz przynajmniéj zastaną cię przygotowanego... Słuchaj Marcinie; przyrzeknij mi, że mi powierzysz wszelkie twoje cierpienia, powątpiewania i złe myśli...jeżeli masz jakie... Przyrzeknij mi przedcwszystkiém, że skoro położenie jakie ci ofiaruje, wyda ci się zbyt smutném, nędzném, zamiast potajemnie ztąd uciekać, owszem wszystko mi otwarcie wyznasz... wówczas bowiem będę się starał umieścić cię w sposób bardziéj odpowiedni twojemu usposobieniu, twoim skłonnościom które naprzód poznać pragnę... A teraz, mój synu, dzionek wkrótce już zaświta... spróbuj, może zaśniesz, ja sam potrzebuję nieco spoczynku... Dobra noc ci zatem Marcinie.
Klaudyusz Gérard kazał mi się położyć na łóżku, zagasił świecę i wnet usłyszałem że się rzucił na słomę w oborze.
Napróżno szukałem snu, mimo iż mocno uczuwałem jego potrzebę; zbyt byłem wzruszony, zacząłem więc rozmyślać nad słowami Klaudyusza Gérard.
Dziwna rzecz: właśnie może dlatego że malując mi