Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/857

Ta strona została przepisana.

warzyszyć do tego miejsca zwłokom swojéj matki... a to dziécię jést bogate... i nigdy nie powinno znać niedostatku...
— O mój Boże!... jeżeli bogaci nie są szczęśliwi, któż więc nim jest?
— Ci, mój synu, którzy powiedziéć sobie mogą: Dopełniłem powinności mojéj, dokonałem pożytecznéj rzeczy, jakkolwiek rzecz ta małą tylko być mogła: podałem rękę słabszemu lub nieszczęśliwszemu ode mnie, nikomu żadnéj nie wyrządziłem krzywdy, a przebaczyłem krzywdy mnie wyrządzane...
Maxymy te tak były sprzeczne z zasadami kaleki bez nóg, któremi na nieszczęście umysł mój przesiąkł, iż mię raczéj dziwiły niż przekonywały. Klaudyusz Gérard odgadł mię zapewne, bo z wielką łagodnością mówił daléj:
— Mam nadzieję że z czasem zrozumiész mię,... a dzisiaj wieczór, po upływie dnia piérwszego dopiéro, który przeżyjesz zdala od złych lub występnych przykładów... powiesz mi co myślisz, jakich doznałeś wrażeń... i, kto wié? może już uczujesz iż twój los mniéj jest pożałowania godnym, mimo nidostatku, który ciągle cierpisz.
Tak rozprawiając, wykopaliśmy grób. Tylko co Klaudyusz Gérard wyszedł z jego wnętrza, usłyszeliśmy pogrzebowy śpiéw, któremu towarzyszyły ponure odgłosy puzonu.