Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/859

Ta strona została przepisana.

osoby; lecz na zawrocie cmentarzowej alei poznałem Reginę... Podeszła kobiéta jéj towarzyszyła.
Gdybym się nie oparł o pień drzewa, byłbym upadł z osłupienia i przestrachu; szczęściem Klaudyusz Gérard nie mógł dostrzedz mojéj trwogi, bo ciągle stał nad grobem który miał zasypać po spuszczeniu ciała.
Truchlejąc z obawy aby mię Regina nie dostrzegła i nie poznała, skryłem się za rozłożyste gałęzie cyprysu i przykląkłem, zaledwie śmiąc oddychać.
Twarz Reginy była blada i jak marmur nieruchoma; trzy czarne znamiona dziwny nadawały wyraz jéj skamieniałym rysom; nie płakała; suchy i osłupiały wzrok tak nieodstępnie wlepiony był w trumnę, że skoro nieregularny chód tragarzy pochylał ją to na prawo, to na lewo, lekkie pochylenie głowy Reginy świadczyło, że wzrok jéj w tym samym postępuje kierunku.
Ruchy téj dzieciny cechowała jakaś automatyczna sztywność; szła, że tak powiem, w podskokach jakby cała jéj istota ulegała nerwowemu wytężeniu. Przypomniałem sobie niegodziwe moje obejście się z Reginą w lesie Chantilly, przypomniałem również i jéj piękność, a serce moje pękało z bólu na widok tak okrutnéj zmiany... i aby stłumić w sobie łkania, ręką usta zatkać musiałem.
Podeszła kobiéta, która Reginę wiodła za rękę, mocno płakała. Fizyonomia jéj wyrażała łagodność