I zbliżył się prędko, aby porwać Reginę.
Spodziewałem się płaczu, rozpacznego oporu... omyliłem się.
Regina nie broniąc się, nie przemówiwszy ani jednego słowa, unieść się pozwoliła.
Tylko kiedy ją mulat trzymał już na ręku, zwróciła główkę w stronę grobu... od którego oderwać nie mogła osłupiałego wzroku, którym poprzednio śledziła trumnę... i dopóki tylko dojrzeć mogła świeżo poruszoną ziemię, poty nie spuściła jéj z oka, kiedy niekiedy przesyłając pożegnawcze pocałunki.
Wkrótce Gertruda i mulat unoszący Reginę, zniknęli za płotem i już ich więcéj nie widziałem.
W kilka minut późniéj, galopem pędzące konie uniosły powóz.
Ta dziwna i niespodziana scena uderzyła mię jakby zjawisko, jakby sen.
Klaudyusz Gérard dwa razy na mnie wołał, nim mię mógł wyrwać z osłupienia. Wreszcie i on zdawał się nie mniéj wzruszony; obaj roztargnieni, zapomniawszy przy grobie pod cyprysem motyki i rydla, wróciliśmy do wsi.