Po pogrzebie wróciliśmy do domu; Klaudyusz Gérard wziął szeroką, drewnianą gracę osadzoną na długiéj żerdzi, mnie zaś kazał nieść za sobą wiadro i wklęsłą szuflę, podobną do tych, któremi marynarze wyczerpują wodę ze statków, i tak opatrzeni ruszyliśmy w drogę, ja mocno ciekawy dowiedziéć się co czynić będziemy, Klaudyusz Gérard zaś spokojny i jak zwykle poważny.
W kilka chwil przybyliśmy na małą łączkę, w końcu któréj znajdowało się podziemne źródło obrócone na użytek publicznéj pralni. Rezerwoar napełniony był wodą czarną, mulastą, otaczały go zaś płaskie, nieobrobione kamienic.
Klaudyusz Gérard, mimo zimna, zdjął drewniane trzewiki, spodnie koło kolan obwinął, bluzę podniósł za pomocą sznurka, którym ścisnął biodra. Obracając się do mnie, rzekł:
— Mój synu, wyczyścimy tę pralnię... nie wejdziesz w wodę boby ci to mogło zaszkodzić... ale ja wejdę i gracą wygarnę muł... ty zaś napełnisz nim szuflę, i wypróżnisz ją pod témi wielkiemi topolami które tam widzisz...
Z największą prostotą dał mi nietylko ten rozkaz, ale także objawił udział, jaki sam miéć będzie w tak przykréj i odrażającéj pracy; lecz mimo mojéj nieznajomości świata, zdawało mi się bardzo dziwną rzeczą, aby nauczyciel był nie tylko grabarzem, lecz
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/865
Ta strona została przepisana.