synu, powiedz szczerze... nie jestże to dla mnie najwyższym upokorzeniem?
— Ja, przywykły do żebractwa, — odrzekłem Klaudyuszowi Gérard, — nie widzę w tém żadnego upokorzenia... ale pan, który jesteś tak uczony, który téj wsi czynisz tyle przysługi...
— Właśnie téż, mój synu, że przekonany jestem iż wszystkim wyświadczam niejakie przysługi, dlatego samego nie poniża mię wcale przyjęcie tego co mi każdy daje na utrzymanie życia... nie mam bowiem innych zasiłków. Przeciwnie zaś, gdybym był próżniakiem, nieużyty lub leniwcem, byłbym nikczemnym, podłym, gdybym przyjmował chléb od tych biédnych ludzi. Pójdź zatem, mój synu, wieczerza twoja dzisiaj będzie może obfitsza aniżeli wczoraj, bo małe moje zapasy już były wyczerpane...
Tak więc Klaudyusz Gérard, co chwila dawał mi nowy przykład rezygnacyi, połączonéj z wzniosłem uczuciem własnéj godności. Poszedłem z nim na kwestę.
Rozmyślając późniéj nad wypadkami dnia tego, powziąłem przekonanie o wysokim szacunku jaki wzbudzają pomiędzy ludnością nauczyciele... oni to, gdyby posiadali należyte materyalne środki, zdołaliby w przeciągu lat dwudziestu zmienić oblicze kraju, i przez wykształcenie umysłów utworzyć zupełnie nowe pokolenie... atoli są bez wątpienia po-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/873
Ta strona została przepisana.