lityczne powody na przeszkodzie tak wielkiemu socyalnemu odrodzeniu.
Klaudyusza Gérard powszechnie kochano, i nawet poważano; a jednak, z powodu nędznego bytu i podrzędnych obowiązków jakie spełniać umiał, stawiano go na równi z pastuchem lub uczciwym i roztropnym parobkiem od pługa.
Ubodzy mianowicie bardzo go lubili: oni to z prawdziwie braterską miłością składali mu skromne swoje ofiary, jeden małą miarkę suchego warzywa, drugi nieco owoców, gdzieindziéj dawano mu trochę żyta lub ćwiartkę kartofli; w porównaniu daleko gorzéj przyjmowali nas zamożniejsi mieszkańcy wioski. W nich nauczyciel obudzał jakąś niechęć i pogardę, którą mu okazywali częstém usiłowaniem poniżenia go; ale Klaudyusza Gérard nie łatwo można było poniżyć.
Kilku małych właścicieli ziemskich, ze stronnictwa proboszcza, niechętném okiem poglądało na szkołę; rozsiewanie nauki między ludem uważali oni za rzecz niepożyteczną, niestosowną, a nawet niebezpieczną: — „Gdyby wszyscy czytać umieli, — bezwstydnie twierdzili, — po czémże rozróżnionoby dziécię człowieka który przecież coś posiada, od dzieci ludzi co zupełnie nic nie mają?” To téż ci próżni ludzie, całą powagę jakiéj we wsi używali, obrócili na przekonanie o niepodobieństwie utrzymania się szkoły Klaudyusza Gérard, przenosząc ją do cuchną-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/874
Ta strona została przepisana.