zapełniały wklęsłości téj głowy a w zębach trzymała różę.
— Kaleka bez nóg!... zawołałem; nieraz bowiem Bamboche wspominał mi o złowrogiém Wykłóciu jakie ten rozbójnik miał na piersiach, wykłócie to zbyt było szczególne, bym mógł wątpić o tożsamości osoby.
— Kaleka bez nóg!... powtórzyłem, klęcząc ciągle przy tym człowieku. — O! tém lepiéj... tém lepiéj!... z dziką radością zawołałem, — cieszę się że cię zabiłem... boś nie mało złego wyrządził Bambochowi.
I znowu rewidowałem bandytę. W kieszeniach jego kaftana znalazłem tylko krzesiwo, woreczek z tytoniem i nóż w kształcie sztyletu; lecz jakież było moje zdziwienie i boleść, kiedy w kieszeniach jego spodni znalazłem oba pistoleciki, które wczoraj jeszcze były własnością Bambocha!
Jakimże trafem ten człowiek znowu spotkał Bambocha którego o zgubę przyprawił? Wspomniawszy na kałużę krwi, w której wczorajszéj nocy znalazłem szalik Baskiny i trzy sztuki pieniędzy, ani na chwilę już nie wątpiłem że kaleka bez nóg miał udział w téj nowéj zbrodni, nadto posiadał pistolety Bambocha; ale tragiczny ten wypadek ciągle zakrywała gruba tajemnica; nie wiedziałem czy Bamboche i Baskina razem, czy też jedno z nich tylko padło jego ofiarą.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/885
Ta strona została przepisana.