Tego jeszcze dnia po rozmowie z Klaudyuszem Gérard, korzystając z samotnéj chwili wieczornéj, wykopałem gliniany garnek, i z gwałtowném biciem serca wydobyłem z niego pulares; czoło moje zapłonęło wstydem, jakbym dopuszczał się nikczemnego nadużycia zaufania.
Lecz któż wypowié moje zdziwienie, moję rozpacz po wyjęciu owych listów z pularesu! Na adresach same tylko znajdowały się początkowe litery, cała zaś korrespondencya prowadzona była pismem którego wyczytać nie umiałem (późniéj dowiedziałem się że pisane były po niemiecku, i dlatego uczyłem się tego języka). Mimo to, każdy starannie po kolei rozwinąłem, sądząc że znajdę choć jeden francuzki. Daremna nadzieja, żadnego przeczytać nie mogłem.
Jednakże pomiędzy papierami znalazłem jakiś przedmiot szczególny, była to dziwnego kształtu korona (korona książęca... o czém późniéj się dowiedziałem), przezroczyście rznięta na bardzo delikatnym złotym listku. Korona ta, przymocowana żółtą i niebieską jedwabną nicią na ćwiartce grubego pargaminu, miała na swéj obwódce dziwaczne symbolu, oraz cyfrę S. W.
U jéj spodu czytano po francuzku następującą datę:
Ulica Faubourg du Route, N. 107.