— Co to za banda łotrów, co sobie tak po moich lasach plondruje? zmarszczywszy czoło hrabia Duriveau zapytał swego strzelca.
— Jestto obława na rozbójnika, o którym niedawno wspominałem panu hrabiemu.
— Rozbójnika? spytała pani Wilson zbliżając się wraz z córką ku hrabiemu.
— Nie chciałem pani niepokoić, z uśmiechem rzekł pan Duriveau, zataiłem jéj więc zdarzenie, które wraz z dopiéro odkrytą jaskinią cały romans stanowić może. Oto utrzymują, że jakiś bandyta, zbieg z więzienia w Bourges, ukrywa się w tych lasach.
— I pan chciałeś wejść do tego podziemia! z przerażeniem zawołała pani Wilson; o Boże! kto wié czy ten człowiek tam właśnie nie ukrywa się.
— Prawda, odpowiedział hrabia, szybko postępując ku otworowi jaskini, od którego na chwilę był się oddalił aby pomówić z młodą wdową — być może, że ten bandyta tam jest; chcę się o tém osobiście przekonać...
— Na Boga żywego!... wstrzymaj się pan!... zawołała pani Wilson, lekko zsuwając się z konia; poczém szybko przystąpiła do hrabiego i rzekła:
— Jeżeli ten człowiek tam się ukrył, rozpacz każe
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/93
Ta strona została przepisana.