zniweczyć ich zamiary, i spełniać swoje skromne powołanie wiejskiego nauczyciela.
Przyszedł atoli dzień tryumfu dla najzjadliwszego, najzawziętszego nieprzyjaciela Klaudyusza Gérard: to jest dla plebana gminy.
Ten ksiądz niegodny, za pomocą intryg, oszczerstw, najhaniebniejszych zabiegów, zdołał zasiać nieufność i oziębłość miedzy nauczycielem a biédnym ludem, u którego Klaudyusz oddawna zjednał był sobie przychylność; kiedy zaś dopiął tego celu, od kilku lat tak uporczywie ściganego, łatwo mu już potem było zmusić Klaudyusza Gérard do opuszczenia gminy.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Nigdy nie zapomnę ostatnich chwil które spędziłem u nauczyciela.
Ku końcowi grudnia 1832 roku, obaj znajdowaliśmy się w kryjówce, przedzielonej od obory opłotkami dla bydła.
Ponury, dżdżysty dzień wciskał się przez okienko. którém przed ośmiu laty wszedłem do nauczyciela aby go okraść wraz z Bambochem i Baskiną. (Abym czembolwiek złagodził hańbę tego czynu, wyznać winieném, że dzięki pracy mojéj, jako czeladnik ciesielski, w ciągu dwóch lat potrafiłem zwrócić tę summę Klaudyuszowi, a tém samém i on oddać mógł powierzony sobie depozyt).