siebie samego... Pan de Saint-Etienne, nie wtem z jakich powodów, tyle pokłada we mnie zaufania, ii mimo młodocianych lat twoich, przyjmujecie na sekretarza... wprawdzie, bierze cię zrazu na próbę, lecz ja się téj próby nie lękam... Powtarzam ci więc mój synu, że bez wahania przyjąć powinieneś.
— To więc dla zapewnienia mi losu tak spokojnego, tak szczęśliwego, postanowiłeś wytrwać i nadal w tym dotkliwym zawodzie.
— Jakkolwiek skromny to i nędzny zawód, mój synu, jest on jednak dla mnie świętym... Mówię to bez dumy; widziałeś, że mimo licznych przeszkód, częstokroć piękne zbierałem owoce... Ta nagroda wystarcza mi... Przetworzyć pokolenie biédnych i w ciemnocie pogrążonych dziatek, na pokolenie rozsądnych, uczciwych i pracowitych ludzi, jestto powołanie piękne... wzniosłe! a wobec takiego posłannictwa znikają lub do litości pobudzają wszelkie potwarze moich nieprzyjaciół... Tutaj dokonałem mojego dzieła... cóż mię więc obchodzi nienawiść?
Po chwili, z bolesném wzruszeniem dodał:
— Ah!... gdyby tylko pociski nieprzyjaciół moich były jedynemi mojemi troskami!...
— Rozumiem cię, przyjacielu... mówisz o nieszczęśliwéj waryatce... którą co tydzień w mieście odwiedzałeś.. będziesz odtąd od niéj zbyt oddalony.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/934
Ta strona została przepisana.