Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/945

Ta strona została przepisana.

wyrażały bolesną troskę, czoło mu zapłonęło jakby wstydem tajemnym...
— Nie wyjawiłem ci téj nowéj troski, — rzekł — bo bez boleści i trwogi o tym wypadku wspomnieć nie mogę; są rzeczy tak haniebne, iż samo ich opowiadanie dojmującym nas wstydem przejmuje... Lecz skoro ci wyjawię tę sromotną tajemnicę... lepiéj jeszcze ocenisz całą ważność prośby jaką zanoszę dla téj biédnéj istoty. Niestety! mniemałem ie nędza, ie poniżenie człowieka nie przechodzi utraty rozumu; myliłem się... — z przerażającym uśmiéchem dodał.
— Tak jest, — mówił daléj, — przygoda tej nieszczęśliwéj przekonywa mię iż się myliłem...
— Co mówisz?...
— Posłuchaj... a obaczysz iż zdrożności, których świadkiem byłeś za młodu u tych nikczemnych skoczków, niczém są wobec téj potworności. Dziwném zrządzeniem stało się to nazajutrz po ostatniém mojém widzeniu się tutaj z Bambochem... Lecz, — przerywając sobie dodał, niektóre szczegóły są konieczne... abyś pojął całą okropność tego tajemniczego wypadku... Obok domu obłąkanych jest wielki ogród, graniczy on po jednéj stronie z budynkami, po drugiéj z podwórzem najpierwszéj w mieście oberży... Nieszczęśliwa kobiéta o któréj mówię, chociaż zmysły straciła i to skutkiem okropnych trosk, jest jednakże jeszcze nader piękną...