Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/951

Ta strona została przepisana.

jazdowi aby się zatrzymał, i szybko wybiegł na ulicę.
— Ten stary jegomość należy do rodziny zmarłego, — rzekł ktoś z obecnych, — nie chce zapewne wpuścić do domu téj biednéj pani i jéj dziatek aby się nagle nie dowiedziały o tak niespodzianém nieszczęściu...
— Zapewne odwiozą ich do krewnych, — powiedział drugi.
Jakkolwiek mało znaczące są te szczegóły, nie zapomniałem ich jednak, bo mi każde słowo zabójczy cios zadawało niszcząc chwilowe nadzieje, których aż do ostatka wyrzec się nie chciałem.
Stało się.
W przeciągu kilku minut runęła cała przyszłość moja; ujrzałem się w Paryżu bez najmniejszego wsparcia, prawie bez zasobów, z summy bowiem jaką protektor mój wspaniałomyślnie przysłał Klaudiuszowi Gérard, po opłaceniu kosztów podróży, po sprawieniu odzieży, zostało mi zaledwie dziesięć franków.
Chciałem natychmiast wracać do Klaudyusza Gérard, ale podróż kosztowała sto dwadzieścia franków, na pieszy zaś powrót do naszéj wioski, potrzebowałbym piętnaście do dwudziestu dni.
Pognębiony, niedoświadczony, nie zdolny do żadnego postanowienia, nie wiem jak długo stałem przy bramie, gdy już gruppy powoli się rozeszły.