ścią, tém bardziéj widziéć go zapragnąłem, spytałem więc odźwiernego;
— A obecnie, gdzie kapitan mieszka?
— Przy ulicy Seine-Saint-Germain, w Hotelu Południa... pan kapitan wyprowadził się z przepysznego mieszkania, które najął i umeblował w naszym domu, bo cyrkuł ten zbyt był hałaśliwym dla jego ojca, signora markiza.
— Jego ojciec markiz? — rzekłem machinalnie, gdyż wiadomość że Bamboche synem markiza, nierównie bardziéj mię dziwiła jak jego przemiana w kapitana... oswobodziciela Texydy; i nie ukrywając przed woźnicą mojego zdziwienia, powtórzyłem:
— Jego ojciec markiz?
— Tak panie, — odezwał się gadatliwy odźwierny. — Pan więc nie wiesz że signor markiz Annibal Bambochio, ojciec kapitana Hektora, przybył do Paryża na jego zaślubiny?
— Na zaślubiny kapitana?
— Tak jest, z poufną miną rzekł odźwierny, to pyszna partva! z córką hiszpańskiego granda... Kapitan powiadał mi... że grand to więcéj jak książę.
— Z córką hiszpańskiego granda? — coraz bardziéj zdumiony powtórzyłem.
— Ani mniéj ani więcéj, mój panie. Kapitan Wyprowadzając się ztąd powiedział mi: „Mój dzielny kolego”... (bo każdego nazywał kolegą... to téż
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/956
Ta strona została przepisana.