wo, potém znowu na prawo... daléj wyjedziesz na pole i będziesz na przesmyku.
— Dziękuję — odrzekł woźnica.
— Słuchaj-no stary — odezwał się inny głos, — wiesz, że powozem nie wjedziesz na przesmyk... zatrzymaj się przy kołowrocie, tam w tych komórkach nie mieszkają ludzie powozami jeżdżący...
— To téż, — wtrącił trzeci, — zasłużysz na krzyż legii honorowéj, mój stary, jeżeli tam zajechać potrafisz... bo będziesz piérwszym woźnicą, który się dostał na Przesmyk lisa.
— Dobrze, dobrze, mój żartownisiu! — odparł woźnica i zaklął zniecierpliwiony, zacinając zdyszałe konie.
Zostawiwszy za sobą rogatkę, przebywszy kilka zupełnie ciemnych i pustych uliczek, które jedynie słaby blask latarni rozwidniał, woźnica z niebezpieczeństwem przewrócenia dostał się nakoniec na wskazane pole i po upływie kilku minut stanął: Otworzył mi i nie tając złego humoru, rzekł:
— Do tysiąca piorunów! co za droga! jegomość możesz się szczycić, że masz znajomości we wszelkiego rodzaju cyrkułach, począwszy od hotelu przy Chaussée-d’ Antin aż do Przesmyku lisa, ale pomimo to, już po ósméj a ja jeszcze nic nie jadłem, ani moje konie. Czy pan tu długo zabawisz?... może bym tymczasem dał koniom owsa.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/965
Ta strona została przepisana.