— Zaraz się dowiem czy osoba któréj szukam jest w domu — odrzekłem woźnicy, — i w takim fazie przyjdę po moje zawiniątko... nie będziesz więc długo na mnie czekał.
I oddaliwszy się od powozu, wszedłem na wązki, błotnisty, cuchnący przesmyk, z obu boków otoczony domami a raczéj czarnemi lepiankami, z których ledwo kilka było wewnątrz nieco oświetlonych.
Na adresie wskazano mi Nr 1. Gdy więc w pośród ciemności nic rozpoznać nie mogłem, zapukałem do drzwi piérwszego domku przesmyku.
Po długiém milczeniu, usłyszałem za drzwiami powolne stąpanie i spytano mię:
— Kto tam?
— Czy tutaj Nr 1 na przesmyku lisa?
— Na przeciwko... gapiu!... tutaj numer dwa — mrucząc odrzekł tenże głos.
Przeszedłem przesmyk wszerz i zapukałem do drzwi domu, napozór nie tak opustoszałego. Przez szczeliny okiennic zasłaniających dolne okna dostrzegłem światło. Chociaż dwukrotnie zapukałem, nikt mi nie otwierał, ale zdało mi się że w tym domu chodzą szybko tu i owdzie, a nawet dosłyszałem kilka razy powtórzone słowa:
— Prędzéj... prędzéj...
Znieciepliwiony, znowu silniej zapukałem; nakoniec otworzono jedno dolne okno, odsunięto nieco okiennice i jakiś zakatarzony głos zapytał mię:
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/966
Ta strona została przepisana.