Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/979

Ta strona została przepisana.

wiał; ubiór jego nie oznaczał nędzy. Stanął na progu otwartych drzwi, jakby się bał wejść do szynku, zdawał mi się niespokojny, strwożony. Nakoniec wytknąwszy głowę przez otwarte drzwi, rzekł do kupcu win zakatarzonym głosem, wielce podobnym do głosu, którym mi odpowiadano z poza okiennicy w domu na przesmyku lisa:
— Czy był tu dzisiaj Bamboche?
— Nie, — sucho odrzekł mu gospodarz, jakby prędko pragnął pozbyć się natrętnego gościa.
— Jeżeli przyjdzie, — spiesznie dodał kaleka bez nóg, — powiedz mu żeby tam nie przychodził dzisiejszéj nocy, bo się tam dzisiaj dymi. On to zrozumié... wszak mu powiész to, nieprawdaż?
— Dobrze... dobrze... — odparł szynkarz, i, jak to mówią, zamknąwszy drzwi przed nosem kaleki bez nóg, dodał mówiąc sam do siebie:
— Precz mi ztąd łajdaku!




6.
Noc.

Nie było więc żadnéj wątpliwości: kaleka bez nóg odnowił znajomość z Bambochem; o niego bowiem chodziło gdy bandyta strwożony wchodząc