Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/988

Ta strona została przepisana.

przejął mię aż do samych kości. Woźnica powiedział mi że pod rogatkami znajdę nocleg za cztéry soldy. — Poszedłem więc daléj, kierowany chwiejącém się światełkiem latarni, które przebijając mgłę, w bladych promieniach połyskiwało na czarném błocie ulicy.
W dziesięć minut późniéj spotkałem gałganiarza, który z koszem na plecach, latarnią i haczykiem w ręku, grzebał w kupach śmieci nagromadzonych po kątach. W obawie abym nie zbłądził, spytałem czy nie zna gdzie w pobliżu jakiego domu, w którymby można przenocować.
— Druga ulica na lewo, a potém piérwsza na prawo... znajdziesz tam czerwoną latarnię. — odpowiedział ten człowiek nie patrząc na mnie i nie przestając pracować.
Nareszcie po upływie drugich dziesięciu minut znalazłem się na wązkiéj ulicy, naprzeciw jakiegoś nieschludnego domu; do drzwi prowadziły drewniane schody, wzniesione nieco nad powierzchnią ulicy. Drzwi te były otwarte; postąpiłem kilka kroków, ale wnet zatrzymałem się usłyszawszy zajadłe szczekanie wielkiego psa. Prawie natychmiast stanął przede mną jakiś krępy człowiek dwuznacznego wejrzenia, z ogromnym kijem pod pachą; zasłonił ręką płomień świecy i opryskliwie zapytał czego żądam.