Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/996

Ta strona została przepisana.

do miasta... stań przed piérwszym lepszym pięknym sklepem, podnieś z ziemi kamień, skorupkę n. p. z ostrygi... i rozbij nią szybę... Ale nie, mój chłopcze, to zbyt niebezpieczne jeszcze co ja ci radzę... Możebyś wolał kopnąć nogą w brzuch piérwszego sierżanta miejskiego, który ci się nawinie... to ujdzie... to nie hańbi... wszak prawda?... ale ma tę korzyść, że cię zamkną do ciupy, i przez dwa albo trzy miesiące będziesz sobie siedział w ciepłym areszcie, będziesz wygodnie spał i dobrze jadł... i tak przejdzie ci zima, a na wiosnę... obaczysz... cieśle będą potrzebować pomocników i znajdziesz robotę... A potem w lecie, łatwiéj o wszystko; zresztą będziesz taki sam jak jesteś dzisiaj, a przeżyjesz kilka miesięcy. Ho! nie prawdaż, mój kochany, to wcale nieźle? Jabym to nawet własnemu synowi poradził... Myślisz może że żartuję... no, za tydzień przekonasz się że miałem słuszność, i pożałujesz żeś mię nie usłuchał.
— W tém co mi pan mówisz, może być wiele prawdy.. chociaż smutno to pomyśleć.. jednak ja spróbuję, może gdzie znajdę robotę, bo więzienie zgrozą mię przejmuje. Zgadzam się na pański projekt co do odzieży, bo nie mogę wyjść ztąd bez czapki i boso, a teraz proszę pana daj mi papieru i pióra.
— Oto jest mój stół, moje rejestra... i arkusz papieru, który ci daruję. Tymczasem obejrzę two-