szczęściu jéj saméj i jéj chrzestnéj matki. Ludwik znał dobrze smutne położenie obu kobiet; bo ileż to razy Maryja zwierzała mu się o przykrym i zgryźliwym charakterze pani Lacombe? W téj chwili okropna myśl powstała w jego głowie. Być może, że Maryja, już to skutkiem nędzy, już też skutkiem natarczywości swéj chrzestnéj matki, złudziła się świetnemi propozycyjnmi tego człowieka. Ale w takim razie, dla czegóżby on miał szukać spotkania się z Ludwikiem? Jedném słowem, młodzieniec w głowę zachodził, dręcząc się rozmaitemi przypuszczeniami w celu odgadnienia téj niedocieczonéj dla niego tajemnicy.
Wszedłszy już raz na kręte manowce zazdrości, zakochani najczęściéj dają się uwieść swoim najdziwaczniejszym przypuszczeniom. Podobnież stało się z Ludwikiem. Sądząc się być oszukanym przez jakiegoś rywala, już znajdował klucz do całéj tajemnicy otaczającéj postępek Maryi; uporczywie zatém wierzył w przełamanie wiary ze strony swéj narzeczonéj, oczekując chwili stanowczéj rozmowy z kommendantem de la Mirandière, od którego spodziewał się otrzymać pewne tłómaczenie i wyjaśnienia.
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/129
Ta strona została przepisana.