Po wyjściu służącego, pan de la Mirandière otworzył jedną skrytą szufladę swego biórka, wyjął z niéj dwadzieścia biletów po tysiąc franków, które położył na arkuszu czystego papieru stemplowego, poczém zadzwonił.
Ludwik Richard wszedł do pokoju z twarzą smutną i pomięszaną. Serce biło mu gwałtownie na myśl, że się może znajduje w obec szczęśliwego rywala, ponieważ biédny chłopiec, podobnież jak wszyscy zakochani szczerzy i otwarci, wystawiał sobie w świetle nierówniéj korzystniejszém, przymioty tego dla którego sądził się być wzgardzonym. Zresztą, pan de la Mirandière okryty swoim przepysznym szlafrokiem, i zajmujący dosyć piękny lokal, zdawał się być Ludwikowi bardzo niebezpiecznym współzawodnikiem do przywiązania Maryi.
— Wszakże mam zaszczyt mówić z panem Ludwikiem Richard? — rzekł kommendant z najgrzeczniejszym uśmiechem.
— Tak, panie.
— Jedynym synem pana Richard, pisarza publicznego?
Te ostatnie słowa były wymówiono na pół
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/132
Ta strona została przepisana.