tak różnorodnych uczuć jakie nim przed chwilą jeszcze miotały.
Po piérwszém wzruszeniu radości i zdziwienia na tak niespodziane spotkanie, aktorowie téj sceny, wracając do piérwszéj myśli swoich, przybrali mniéj więcéj tenże sam wyraz jak w chwili nagłego wejścia młodego de Saint-Herem. Ludwik spoglądał pogardliwym wzrokiem na lichwiarza, okrytego jeszcze bladością gniewu, do którego Saint-Herem odezwał się głosem szyderskim:
— Ha! mój kochany, przyznaj że przybywam tu w samą porę; zdaje mi się, że gdyby nie ja, to mój przyjaciel Ludwik byłby cię porządnie utraktował.
— Co to za śmiałość! na mnie się porwać! na mnie, dawnego wojskowego! — zawołał kommendant de la Mirandière, posuwając się ku Ludwikowi. — To ci tak nie ujdzie, panie Richard!
— Jestem na usługi, panie de la Mirandière.
— Panie de la Mirandiére! Ha! ha! ha! — zawołał Florestan de Saint-Herem głosem śmiałym. — Jakto! mój poczciwy Ludwiku, ty przyjmujesz takie wyzwanie? ty wierzysz na seryjo temu hultajowi? ty wierzysz jego woj-
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/148
Ta strona została przepisana.