jącym, — zlituj się, wysłuchaj mnie: ja nie przychodzę ażeby cię pożegnać, przeciwnie, przyszedłem powiedziéć ci, że cię kocham więcéj jak kiedykolwiek!
— Wielki Boże! zawołała dziewica podnosząc się nagle na posłaniu, jak gdyby iskrą elektryczną dotknięta, — co on mówi?
— Mówię ci, Maryjo, że jesteśmy oboje ofiarą jakiéjś omyłki; nie przestałem nigdy ani na chwilę kochać ciebie; nigdy, i podczas mojéj podróży, jedno tylko miałem pragnienie, jednę myśl, ażeby cię jak najprędzéj ujrzéć, i ułożyć z tobą to wszystko co się tyczy naszego małżeństwa, jakem ci to w liście moim oświadczył.
— W liście twoim? — zawołała Maryja głosem bolesnego wyrzutu. — O! mój Boże! on go już sobie nawet nie przypomina! Masz, Ludwiku, oto jest twój list!
I oddała młodzieńcowi kawałki papieru, na których widać jeszcze było ślady łez nieszczęśliwéj dziewczyny.
— Ty zobaczysz, — wtrąciła z goryczą pani Lacombe, podczas kiedy Ludwik układał na prędce pomięto szczątki listu, — ty zobaczysz, że on nie przyzna teraz swojego pisma!
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/172
Ta strona została przepisana.