Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/177

Ta strona została przepisana.

ją osoby, które jak ja, ani pisać, ani czytać nie umieją!
— Cóż chcesz! oszukał cię, Maryjo, to jest niezawodnie.
— Ależ ten list, który ja mu dyktowałam do ciebie w Dreux?
— Przybył pewnie do tego miasta wtedy, kiedy ja wyjechałem już do Paryża, odpowiedział młodzieniec, ukrywając przed Maryją, że list ten odebrał dopiéro po swoim powrocie do stolicy. — Ale mniejsza o to! — dodał Ludwik, pragnąc zakończyć tak przykrą dla siebie rozmowę. — Nie jesteśmyż już teraz pewni naszych wzajemnych uczuć, Maryjo, a więc bądźmy spokojni... i...
— Za pozwoleniem, — przerwała pani Lacombe po chwili namysłu, — za pozwoleniem, wy oboje możecie być spokojni, ale ja... bynajmniéj.
— Jakto, pani?
— Co przez to rozumiesz, moja chrzestna matko?
— Co ja przez to rozumiem? — zawołała pani Lacombe głosem niechętnym, — oto, że ja nie chcę takiego małżeństwa.
— Racz mnie pani wysłuchać....