— Co mi to potém! Ponieważ wacpan jesteś synem pisarza publicznego, nie masz zatém ani szeląga, Maryja także nic nie ma, a kiedy się dwie biédy pobiorą, to co z tego wyniknie? Moja chrzestna córka już mnie ma na swoim karku, jeszczeby jéj tylko dzieci brakowało! Jakieżby to piękne było gospodarstwo takiéj zgłodniałéj rodziny!
— Ale moja chrzestna matko, — zawołała Maryja.
— Daj mi tam pokój! Przewiduję ja doskonale wasze plany: chcą się oto żenić, ażeby się staréj kaleki pozbyć! Tak, tak, prędzéj albo późniéj powiedzą jéj: — „Nie mamy nawet dosyć chleba dla nas i dla naszych dzieci, a tu jeszcze i ciebie trzeba żywić, ciebie co nic nie robisz. Wynoś się ztąd, żyj jeżeli możesz, umrzéj jeżeli chcesz! jak mówi przysłowie.” — Ja zaś stanąwszy raz na ulicy, zostanę zatrzymaną jako włóczęga, zaprowadzą mnie tam gdzie wszystkich podobnych biedaków odprowadzają, a wy pozbędziecie się takiego próżnego ciężaru, tak, tak, poznałam ja wasze plany.
— O! mój Boże! — zawołała Maryja, — czyliżbyś mogła myśléć?
— Bądź pani spokojną, — dodał Ludwik
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/178
Ta strona została przepisana.