néj po nim sukcessyi robić sobie wesoło żarciki, żarciki tém mniéj mające znaczenia, że ci z których sobie drwiłem przy najlepszém zostawali zdrowiu; lecz kiedy już idzie o wypadek tak straszny, którego mój wuj i jego córka mogli paść ofiarą, równie jak i twój biedny ojciec, trzobaby posiadać serce kamienne i łakomsto bezczelne, ażeby tylko myśléć o dziedzictwie i nie uczuć głębokiego, żalu. Co się zaś tyczy mego zapatrywania się na skąpstwo, na tę namiętność, któréj następstwa są tak płodne, nic cofnąć nie mogę; byłbym tylko moim myślom poważniejszy obrot nadał, gdybym mógł przewidziéć, że to była dla mnie kwestyja, że tak powiém, osobista... Ale sam widzisz, że nie jestem przecie z liczby tych spadkobierców, którzy sukcessyję z bezwstydną chwytają radością. Teraz, powiedz mi, Ludwiku, i przebacz zarazem koniecznemu pytaniu, które niewątpliwie boleść twoją wznowi: czy w przykrych poszukiwaniach jakie czyniłeś dla wynalezienia twego ojca, nie znalazłeś nic takiego coby mogło budzić jakąkolwiek nadzieję, że mój wuj i jogo córka uniknęli téj straszliwej śmierci?
— To ci tylko powiedziéć mogę, kochany
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/230
Ta strona została przepisana.