— Bo ja nie mogę, nie chcę wierzyć, ażeby ten wielki majątek był moją własnością, kochany panie; tak dalece, że wtedy nawet kiedy wszystkie formalności sądowe potwierdzą prawdopobny zgon mego nieszczęśliwego ojca, ja zawsze zachowam w głębi mego serca niejaką nadzieję, że ujrzę jeszcze tego którego opłakuję, którego zawsze opłakiwać będę.
— Niestety! daremnie się łudzisz, mój biédny Ludwiku.
— Łudzić się będę ile tylko można najdłużéj, dopóki to złudzenie trwać będzie, nie będę się uważał mocnym rozrządzać mieniem mego ojca inaczéj, jak tylko w granicach przed chwilą przezemnie oznaczonych.
— Trudno byłoby, kochany Ludwiku, postępować z zupełniejszą i chlubniejszą od twojéj oględnością; ale jakiż użytek zrobisz z reszty tego wielkiego majątku?
— Dopóki będę miał najmniejszą nadzieję wynalezienia mego ojca, wstrzymam się od wszelkich w tym względzie rozporządzeń. Zostań pan zatém depozytaryjuszem tego skarbu i zarządzaj nim tak jakeś dotąd zarządzał.
— Prawdziwie tylko chlubić, uwielbiać należy twoją delikatność, zacny Ludwiku, —
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/235
Ta strona została przepisana.