Ludwik, — i dowiodę żem obietnicy mojéj nie zapomniał...
To powiedziawszy, wziął małą szkatułkę, którą przy wejściu postawił na stole, złożył ją na łóżku pani Lacombe i powiedział do niéj klucz jéj oddając.
— Otwórz pani tę szkatułkę, — a to co ona w sobie zawiera, jest pani własnością.
Pani Lacombe wzięła za klucz z wyrazem widocznego niedowierzania, otworzyła szkatułkę, i spojrzawszy wewnątrz, zdumiona, olśniona zawołała.
— Ah! mój Boże! wielki Boże!
Po chwili piérwszego zdumienia, chora przewróciwszy szkatułkę na swém łóżku, ujrzała przed sobą połyskujący stos złota.
Pani Lacombe nie mogła oczom swoim uwierzyć; przypatrywała się dublonom, przewracała je, brząkała niemi, odzywając się od czasu do czasu głosem stłumionym i wzruszonym.
— O! co tu złota! co tu złota! I to czyste, dobre złoto, wszakże prawda? Ono wcale nie ma fałszywego brzęku? Mój Boże! jakież to piękne sztuki! Możnaby myśléć, że to są sztuki
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/243
Ta strona została przepisana.