Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/260

Ta strona została przepisana.

ukłonił się głęboko i z pełną poszanowania grzecznością poniósł do ust piękną jéj rękę, którą mu hrabina poufale podała; potém wyprostował się, stanął jak gdyby był olśniony i zawołał:
— Ah! hrabino! więc ja nie widziałem jeszcze wszystkich brylantów pani! Nie wiém czy są na świecie drugie podobne kamienie! Ah! jakie one piękne! mój Boże! jakie ono cudne!
— Doprawdy, mój książę? — rzekła pani Zomałow udając pewne przymilenie. — Ah! zawstydzasz mnie książę... za jubilera, którymi sprzedał te brylanty; trudno być grzeczniejszym od księcia... dla niego; i ponieważ ten naszyjnik i dyjadem wzbudzają w księciu tak tkliwe wzruszenie, podają mu do ust słowa tak grzeczne i pochlebstwa tak dowcipne, mogę księciu pod sekretem powiedziéć urocze nazwisko tego zachwycającego rękodzielnika z Frankfurtu... nazywa on się Ezechiel Rabotautencraff.
Podczas kiedy pan de Riancourt, zmięszany nieco szyderską odpowiedzią pani Zomałow, szukał w głowie jakiéj odpowiedzi, ciotka młodéj wdowy spojrzała na nią znaczącym