wzrokiem, i rzekła z wymuszonym uśmiechem do księcia:
— Patrzaj, kochany książę, jak ta nie dobra Fedora lubi ciebie prześladować. Tak to zawsze ukrywa się to przywiązanie jakie się czuje dla kogo...
— Przyznam się z całą pokorą kochanéj księżnéj, — odpowiedział pan de Riancourt, usiłując naprawić swoją niezręczność, — że olśniony temi pięknemi brylantami, nie złożyłem zaraz w piérwszéj chwili mego hołdu téj, która je nosi. Lecz... lecz... czyliż nie można być olśnionym przez słońce przypatrując się pięknemu kwiatowi?
— Znajduję tak piękném, tak właściwém to porównanie do promieni słońca i do kwiatu, — odpowiedziała z szyderstwem młoda kobiéta, — że gotowabym myśléć iż to samo słońce, o którém pan mówisz, zniszczyło te biédne kwiaty, — dodała śmiejąc się wesoło i pokazując panu de Riancourt ów zwiędły bukiet przysłany jéj od niego.
Biédny książę zaczerwienił się po same uszy i nie wiedział co odpowiedziéć; stara ciotka zmarszczyła brwi z niecierpliwości i gniewu; lecz hrabina Zomałow, nie uważając na to
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/261
Ta strona została przepisana.