lata. Szedł on w równi z landarą księcia aż na środek placu Cours-la-Reine, gdzie powóz ten zmuszony został udać się za szeregiem innych powozów zmierzających ku pałacowi Saint-Ramon.
Stary mulat, wyprzedziwszy wtedy karetę pana de Riancourt, postępował daléj aż do początku pięknéj alei oświetlonéj kolorowemi latarniami, a która w całéj swéj długości była zapełniona niezliczoném mnóstwem powozów.
Jakkolwiek stary mulat zdawał się być w głębokich zatopiony myślach, zwróciło jednakże uwagę jego zaraz przy kracie służącéj za wjazd do alei to wielkie zebranie tylu powozów. Zatrzymał się tedy i rzekł do jednego przechodnia ciekawie przypatrującego się wielkiemu natłokowi.
— Czybyś mi pan nie mógł powiedziéć, co to tutaj tak oglądają.
— Ha! przypatrują się powozom jadącym na otwarcie pałacu Saint-Ramon, — odpowiedział zagadniony.
— Saint-Ramon! — powtórzył starzec z zadziwieniem i dodając półgłosem, jak gdyby sam do siebie mówił: — Rzecz szczególna!
Poczém dodał jeszcze:
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/268
Ta strona została przepisana.