I Florestan pokazał pani Zomałow portret Ramona.
— Cóż to za poważna i zamyślona postać! — zawołała hrabina przypatrując się z zadziwieniem i ciekawością obrazowi. Poczém, wyczytawszy pod spodem nazwisko Ramona, rzekła ciekawie spoglądając na Florestana:
— Saint-Ramon? Któż to jest?
— Człowiek prawie święty dla mnie. Jest to mój wuj, — dodał Florestan wesoło. — Jakkolwiek nie posiadam żadnéj do tego władzy, pozwoliłem sobie niejako kanonizować jego imię w nagrodę długiego męczeństwa za jego życia i cudów jakie po śmierci uczynił.
— Długiego męczeństwa za życia?... cudów jakie po śmierci uczynił? — powtórzyła pani Zomałow wpatrując się w Florestana, jak gdyby powątpiewała o tém co mówił. — Prawdziwie, to jest żart jakiś...
— O! bynajmniéj, pani.... Mój wuj, w ciągu długiego swego żywota skazywał się na najcięższy jaki tylko wyobrazić sobie można niedostatek, ponieważ to był nielitościwy i wzniosły zarazem skąpiec. Otóż to jest jego męczeństwo. Ja odziedziczyłem po nim znakomity majątek; majątek ten stworzył te wszystkie
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/287
Ta strona została przepisana.