prosić pana o cóś, to zapewne nie byłaby to tak heroiczna ofiara.
Gdy w tém kareta pana do Riancourt zaszła przed schody, pani Zomałow, jéj ciotka i książę wsiedli do niéj i opuścili pałac Saint-Ramon.
Téjże saméj prawie chwili stary mulat wychodził z tego wspaniałego siedliska, olśniony i pomięszany tém wszystkiém co widział i słyszał, i rozbierając w duszy błogosławieństwa, któremi goście zaproszeni na tę uroczystość obsypywali pamięć Ramona.
Pół do dwunastéj wybiło właśnie na wieży kościoła Chaillot.
— Pół do dwunastéj! — rzekł do siebie starzec; — mam czas, ażeby tam stanąć o saméj dwunastéj. — Ah! czegóż ja się dowiém! Jaka niespokojność miota moją duszą.
I starzec zaczął zwolna wstępować na wzgórza ciągnące się od strony Sekwany ku ulicy Chaillot.