— Biédna matko! — odezwała się dziewica wzruszona nadzwyczajnie; potém uśmiechnąwszy się ze łzami w oczach, i pragnąc w części przynajmniéj uspokoić tę duszę zbolałą dodała:
— Otóż, moja chrzestna matko, nie mówmy już o dniach, ale o samych tylko chwilach szczęścia, bo na przekorę tobie, chciałabym chociaż odrobinkę szczęścia wynaleść dla ciebie, ot naprzykład w téj chwili.
— W téj chwili?
— Jestem przekonana, że cię to cieszy iż mnie nie widzisz płaczącą, a to, moja chrzestna matko, dzięki twoim życzliwym słowom, któremi do mnie przemawiasz.
Chora smutnie poruszyła głową.
— Kiedy mój zgryźliwy humor uspokoi się nieco, jak teraz, wiesz ty o czém ja myślę?
— O czém, matko?
— Myślę sobie: Maryja, to dobra dziewczyna, prawda, ale prawie zawsze jestem tak zła, tak niesprawiedliwa dla niéj, że w duszy ono mnie musi nienawidziéć, i ja zasługuję na to.
— Moja chrzestna matko, — przerwała jej młoda dziewczyna, z wyrazem boleści, — otóż znowu powracasz do twoich złych myśli.
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/46
Ta strona została przepisana.