— Zapomnieć o nim!
— Tak, wierzaj mi, wyrzecz się zbyt ułudnych nadziei.
— Jak to... Więc cóż się stało panu Ludwikowi?
— Słuchaj, moje biedne dziécię, nie wiém czy może być cóś smutniejszego nad brak nauki, a jednak w téj okoliczności, żałowałbym cię gdybyś czytać umiała.
— Ale, proszę pana, cóż jest w tym liście?
— Nie możesz już myśléć o małżeństwie, które teraz jest niepodobném.
— Czy pan Ludwik to pisze?
— Tak, odwołując się do szlachetności, do delikatności twego serca.
— Pan Ludwik mówi, ażebym go się wyrzekła, i on mnie się wyrzeka?
— Niestety! tak jest, moje dzicéię, ale miéj odwagę, rezygnacyję!
Maryja zbladła jak śmierć; przez chwilę ani jednego słowa nie powiedziała tylko rzęsiste łzy spływały po jéj licach; potém, schyliwszy się nagle, podjęła podarte kawałki listu, oddała je pisarzowi, i rzekła do niego głosem łkającym:
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/59
Ta strona została przepisana.