robił podarunki z sześciuset franków za twoje błogosławieństwa lub wynurzenia twój wdzięczności. Otóż to! Omyliłaś się bardzo.
Chora uwiodła się jedną z tych szalonych i nagle powziętych nadziei, które niekiedy mimowolnie pociągają do siebie istoty najnieufniejsze i najwięcéj doświadczone w nieszczęściu i nieubłaganym ich przeznaczeniu; lecz zmieszana i rozgniewana swoim grubym zawodem, pani Lacombe zawołała z szyderskim śmiechem.
— Proszę mi przebaczyć żem pana obraziła.
— Nie ma za co, mamo Lacombe; jak uważasz poznałem się na tém; ale skończmy już raz. Jakże? czy mam schować napowrót te piękne luidory, któremi się tak lubisz bawić?
I wyciągnął rękę po złoto.
Chora, machinalnie prawie odepchnęła rękę nieznajomego; jéj zapadłe oczy błyszczały okiem chciwości i rzekła głosem ponurym wpatrując się namiętnie w leżące przed nią złoto:
— Poczekajże pan chwilkę, przecież ci nikt nie zjé tego złota!
— A czegoż ja pragnę? wszakże właśnie
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/81
Ta strona została przepisana.