tego tylko, ażebyś je wzięła i zjadła, pod warunkiem jednak...
— Ja znam Maryję, — odpowiedziała chora, nie spuszczając oczu z pieniędzy, — ona nie będzie chciała.
— Ba! ba!
— Powiadam, że ona jest uczciwa; mogłaby jak tyle innych, posłuchać każdego ktoby jéj się podobał, ale pana, nigdy; odmówiłaby, bo ona ma swoje wyobrażenia; tak jest, śmiéj się pan; śmiéj!
— Zgadzam się i wierzę w cnotę Maryi, bo wiém, co pani Jourdan, u któréj ona od kilku lat pracuje, mówiła mi o twojéj chrzestnéj córce.
— Więc cóż?
— Wiém także, moja pani Lacombe, że ty, co masz władzę nad nią, że ty, któréj się ona lęka jak ognia (pani Jourdan mówiła mi o tém) możesz skłonić, wrazie potrzeby, możesz przymusić Maryję do przyjęcia, czego? prawdziwego szczęścia; bo i cóż? mieszkacie jak żebraczki, umieracie z głodu prawie. A potém, jeżeli odmówicie, czy wiesz co nastąpi? Oto dziewczyna, przy swojéj pięknéj bezinteressowności, da się prędzéj lub później uwiéść
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/82
Ta strona została przepisana.