papierze, który tu miejsce talerza zastępował i cztérofuntowego bochenka chleba. Butelka świeżéj wody stała naprzeciwko cienkiéj świeczki, która zaledwie była w stanie rozproszyć ciemność tego mieszkania.
Ludwik Richard, około dwódziestu pięciu lat wieku, był rysów otwartych, pełnych słodyczy i pojętności; kształtna jego postawa przebijała się w każdym ruchu, mimo ubioru lichego, zużytego i wypłowiałego na wszystkich szwach i częściach wydatniejszych.
Twarz stara objawiała wielką radość, miarkowaną jednak przez niespokojność względem pewnych od dawna układanych zamiarów, jaką w nim obudzały dnia tego wypadki.
Młodzieniec złożywszy swój skromny tłomoczek, uściskał najprzód ojca, którego prawie ubóstwiał. Radość, że się już razem z nim znajdował, radość, że nazajutrz Maryję zobaczy, jaśniała na twarzy Ludwika i zwiększała zwykłą jego wesołość.
— A więc mój chłopcze, — rzekł starzec siadając przed stołem i zabierajcc się do krajania szynki, — podróż ci się udała?
— Wybornie, mój ojcze.
— Ale.... powiédz mi.... czy ty będziesz co
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/91
Ta strona została przepisana.