raz naturę tych stosunków, będziemy wiedzieli, co dalej począć.
— Podzielam zdanie pani, ale, jakże sobie postąpimy?
— O! czekając na coś lepszego, wrócimy do środka, któregośmy już wczoraj użyli. Najprościej i najlepiej jest śledzić ich kroki, tylko, że czynić to trzeba z większą ostrożnością. Chwila, o której z domu wychodzą, ułatwia nam nasze przedsięwzięcie. Jeśli środek ten okaże się niedostatecznym, udamy się do innego.
— Być może, że lepiejby było, nie chcąc zbudzić ich podejrzenia, ażebym ich sam tylko śledził.
— Rzeczywiście, panie, a jeśli się panu nie powiedzie, wtedy ja będę próbować.
Dwa lekkie uderzenia do drzwi salonu przerwały dalszą rozmowę.
— Proszę wejść — zawołała pani d’Infreville.
Poczem wszedł służący hotelu z listem w ręku, mówiąc:
— W tej chwili przyniesiono ten list do pani.
— Skąd?
— Nie powiedział tego człowiek, który go przyniósł i zaraz się oddalił.
— Dobrze — odpowiedziała Walentyna, odbierając list od służącego. Następnie zapytała pana de Luceval — czy pan pozwoli?
Ukłonił się w miejsce odpowiedzi; Walentyna odpieczętowała pismo, i ujrzawszy podpis zawołała:
— Florencja!... list od Florencji!
— Od mojej żony! — powtórzył z równem zdziwieniem pan de Luceval.
I oboje spojrzeli na siebie ze zdumieniem.
— A skądże ona wie o pani mieszkaniu?
— Nie domyślam się tego wcale...
— Czytaj pani, czytaj. Na miłość Boską!
Pani d’Infreville przeczytała, co następuje:
„Ukochana moja Walentyno, dowiedziałam się, że je-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1006
Ta strona została skorygowana.