nad płotem otaczający domek jakiegoś mężczyznę przechodzącego w białym bawełnianym kaftaniku i w szerokim słomianym kapeluszu na głowie.
Wkrótce atoli mężczyzna ten znikł pomiędzy skałami, rozrzuconemu nad morzem i pośród których wznosiły się ogromne drzewa korkowe.
Pierwszym odruchem pana de Luceval było rzucić się do powozu, wydobyć z niego pudełko z pistoletami, które ukrył w siedzeniu przed wzrokiem pani d’Infreville i pobiec za owym mężczyzną w słomianym kapeluszu.
Lecz uszedłszy z dziesięć kroków, pan de Luceval zatrzymał się; po chwili namysłu powrócił do powozu i ukrył w nim napowrót pistolety, mówiąc do siebie:
— Zawsze jeszcze będzie dosyć czasu. A co do przysięgi mojej, dotrzymam jej, dopóki tylko rozpacz i zemsta nie uniosą mnie za granicę rozsądku i honoru.
Poczem z oczyma wlepionemi w domek wszedł znowu na ścieżkę, i jak gdyby walczył z jakąś silną pokusą, obejrzał bacznie płot, którym był otoczony ogród.
Podczas tych ostatnich wypadków, Walentyna, przybywszy do pierwszych drzwi, zapukała, ażeby jej otworzono.
Po chwili drzwi się otworzyły.
Kobieta, mająca około lat pięćdziesięciu, ubrana bardzo czysto, pokazała się na progu.
Na jej widok, Walentyna zawołała z zadziwieniem:
— Pani Reine tutaj...
— Tak, pani — odpowiedziała kobieta narzeczem południowem, nie zdając się bynajmniej być zdziwioną odwiedzinami Walentyny — i zawsze na usługi pani, niechże pani raczy wejść dalej.
Zdawało się, że Walentyna w tej chwili zatrzymała się z pytaniem, które już miała na ustach; zarumieniła się tylko i weszła do ogrodu, którego drzwi zamknięto znowu (pani Reine była mamką i jedyną służącą Micha-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1012
Ta strona została skorygowana.