— Prawda, lecz nie domyślam się jeszcze.
— Służy on do podparcia głowy, kiedy tego potrzeba. — I łącząc przykład z objaśnieniem, Florencja dodała — widzisz, jakie to wygodne! Ale o czemże ja myślałam? ty patrzysz na mnie ze zdziwieniem, niemal ze smutkiem — rzekła młoda kobieta z powagą — i masz słuszność. Uważasz mnie może nie za czułą na twoje przeszłe cierpienia, o których spodziewam się, żeś już szczęśliwie zapomniała — dodała Florencja głosem wzruszonym i żałosnym — ja... miałabym być nieczułą! o! tak nie jest, przysięgam ci. Ubolewałam nad wszystkiemi twemi cierpieniami, lecz dzisiejszy dzień jest tak miły, tak piękny dla mnie, że nie chciałabym go zasmucić przykremi wspomnieniami.
— Jakto! wiedziałaś?...
— Tak, wiedziałam, co się działo przed rokiem, wiedziałam o twojem oddaleniu do Poitou, o twojem owdowieniu, o twojej niedoli, w której niemniej cierpiałaś dla siebie, jak dla twej matki — odpowiedziała Florencja z coraz większem rozrzewnieniem, wiedziałam także, z jaką odwagą walczyłaś z zawistnym losem, aż do śmierci twej matki. Ah! właśnie tego się obawiałam — zawołała Florencja, zasłaniając oczy dłoniami — te łzy... i to jeszcze dzisiaj!...
— Florencjo, przyjaciółko moja — rzekła Walentyna, podzielając wzruszenie swej przyjaciółki — nigdy nie wątpiłam o twojem sercu...
— Pewno?
— I możesz wątpić?
— Dziękuję ci, Walentyno, dziękuję, powracasz mi całą radość z oglądania ciebie.
— Ale, jakże dowiedziałaś się o moich wypadkach?
— Dowiedziałam się o nich z rozmaitych stron, wszędzie po trochu. Ja sama prowadziłam życie tak czynne, tak ruchliwe.
— Ty!
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1016
Ta strona została skorygowana.